Mój organizm zaczął domagać się mięsa...Zatem nie zwracając uwagi czy to herezja, profanacja bądź bezczeszczenie, dzisiejsze (i drugie w życiu) szparagi przyrządziłam z wędzonką krotoszyńską przywiezioną z ojczystego kraju. Tym razem, zgodnie z wygooglanymi radami, pędy łamałam i na talerzu miałam tylko kruchutkie, zupełnie niewłókniste części. Udało się! Były lepsze od wczorajszych. A jakie pachnące i smaczne...
Składniki:
- białe szparagi,
- plastry wędzonki krotoszyńskiej,
- oliwa z oliwek (z czosnkiem),
- pesto genovese
Obrane, oczyszczone szparagi natarłam oliwą oraz pesto i odstawiłam na godzinkę. Następnie na patelni rozgrzałam nieco oliwy (tej z czosnkiem) i wrzuciłam przygotowane wcześniej pędy. Gdy chwilę się podsmażyły, dolałam troszkę wody, przykryłam i poddusiłam. Po chwili dodałam jeszcze łyżeczkę pesto, odparowałam. Szparagi wyjęłam, owinęłam plastrami wędzonki i jeszcze na moment przełożyłam na patelnię. Wędlina się zamknęła i szparagi były gotowe.
Danie dopełniłam sałatką, podobną do wczorajszej, z tym, że z przemyconymi węglowodanami (czerwoną fasolką) i doprawioną pesto z suszonych pomidorów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz