Dokładnie rok temu, czyli 2 lipca 2009, wyruszyłam w dwumiesięczną autostopową podróż**. Na przestrzeni 9 000 kilometrów przytyłam nieco, zajadając się: kebabami w Turcji, chaczapuri, lobio i chinkali w Gruzji oraz lawaszami, aprikotami, pide i szaszłykami w Armenii. Nie bez znaczenia były także litry wypijanego wina (z Gruzinami) i nieco mniejsze ilości mocniejszych trunków (u Ormian). Teraz pozostały mi zdjęcia, wspomnienia i obrona pracy magisterskiej (w poniedziałek) ;). Przypominając sobie niesamowite armeńskie szaszłyki pieczone na ogniu, przygotowałam nieco mniej pokaźną, ale i tak smakowitą wersję...
Składniki: na 6 szaszłyków
- polędwica wieprzowa,
- 2 cebule,
- papryka czerwona,
- wytrawne wino,
- sól, pieprz, nieco ostrej paprzyczki
- oliwa
Pokrojoną w plastry polędwicę doprawić solą, pieprzem, ostrą papryką, skropić oliwą i wstawić do lodówki na kilka godzin. Po tym czasie na namoczone patyczki do szaszłyków nabijać kolejno cebulę, polędwicę i pokrojoną paprykę. Na patelni podsmażyć posiekaną cebulkę, przełożyć do niej szaszłyki i obsmażyć je równo ze wszystkich stron. Po chwili wlać pół szklanki czerwonego wina, przykryć i dusić kilka minut. Gotowe!
*zwane przeze mnie szyszłakami
** relację z podróży można znaleźć na blogu
5 komentarzy:
Zazdroszczę podróży...szaszłyków też! ;)
Szaszłyki pyszne !
Powodzenia przy obronie :)
pyszne masz wspomnienia
Zazdroszczę tak wspaniałej przygody :)
Pozdrawiam :)
jak pysznie!
Prześlij komentarz