niedziela, 30 maja 2010

Ruuuuskie raz!


Mama, gdy usłyszała, że biorę się za robienie pierogów ruskich rzekła tylko: "Ale Cię wzięło..."  ;) Tata za to nie omieszkał przypomnieć, że w niepewne się nie inwestuje. Obydwoje jednak zażyczyli sobie sprawozdania z moich pierwszych, samodzielnych pierogów. Oto sprawozdanie: Ulepiłam 30 eleganckich sztuk. Ciasto było idealne (ha!): elastyczne, nie grube, nie twarde. Farsz smaczny, choć nieco mało zwarty, co było winą sera, który nie trzymał się w grudkach. Uprzedzając domysły napiszę, że pobiegałam po stare ziemniaki, więc to nie młodziaki oddały wodę. Pierwsze pierogi uznaję za udane. A dziś... były jeszcze lepsze;)


Składniki na ciasto:
  • 2 szklanki mąki pszennej,
  • 1 jajko,
  • sól,
  • chłodna woda
Przygotowanie ciasta:

Do mąki wbić jajko, dodać szczyptę soli i całość wymieszać. Następnie dolewając po trochu wody wyrabiać nie klejące się, elastyczne, zwarte ciasto. Ciasto nie powinno lepić się: do rąk, do stolnicy, wałka itd.. Gotowe ciasto cieniutko rozwałkować (podsypując mąką) i wycinać z niego za pomocą szklanki kółka.

Składniki na farsz:
  • kostka białeg półtłustego lub tłustego sera,
  • 4-5 średnich ziemniaków,
  • 1-2 cebule (dałam 1,5),
  • sól, pieprz
Przygotowanie farszu:

Cebulę posiekać i zeszklić na oliwie. Ziemniaki ugotować, rozgnieść tłuczkiem i wystudzić. Ser pokruszyć w palcach (nie mielić bo wyjdzie w niego rozlazłe coś). Wszytkie składniki delikatnie i dokładnie wymieszać. Doprawić do smaku solą i pieprzem (pieprzu można nie żałować;)). Gotowe. 

Przygotowanie pierogów:

Na wycięte kółka nakładać łyżeczką farsz, jeden brzeg ciasta smarować odrobiną wody i dokładnie zlepiać pierogi, kciukiem zawijając brzeg w falbankę. Nie ma domowych pierogów bez falbanki! :)

Podawać z cebulką lub kwaśną śmietaną:



sobota, 29 maja 2010

Tort truskawkowy na ćwierćwiecze...

- To zrób tylko taki biszkopt z owocami.
- Dobrze.
- Z owocami i z galaretką na wierzchu.
- Dobrze.
Ja jednak chciałam zrobić tort. Pożeniłam więc moją zachciankę z oczekiwaniami Lubego i przygotowałam tort truskawkowy. Lekki - bez masła i nie za słodki - bez wielkich ilości cukru, bardzo truskawkowy. Idealny na takie ciepłe popołudnie, na rozpoczęcie mocno zagrożonego w tym roku sezonu truskawkowego.


Nie mając doświadczenia w pieczeniu biszkoptów zdałam się na osławiony "biszkopt rzucany" z przepisu Dorotus. Pierwszy raz piekłam jasny biszkopt i wyszedł świetnie. Przygotowane ciasto wlałam do tortownicy o średnicy 25cm i po upieczeniu mogłam je przekroić na dwa blaty.

Składniki na biszkopt:
  • 5 jajek, osobno białka i żółtka,
  • 3/4 szklanki mąki pszennej,
  • 1/4 szklanki mąki ziemniaczanej,
  • 3/4 szklanki cukru
Przygotowanie:

Ubić pianę z białek. Pod koniec ubijania, ciągle miksując dodać cukier a następnie pojedynczo dodawać żółtka. W dalszej kolejności należy stopniowo wsypywać przesiane mąki, całość ciągle delikatnie mieszając.Tak przygotowane ciasto przelać do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia. Ścianek tortownicy nie należy smarować masłem i wysypywać bułką tartą. Biszkopt piecze się około 35 minut w piekarniku nagrzanym do 170 stopni.  Po upieczeniu ciasta należy wyciągnąć tortownicę i upuścić ją  płasko z wysokości ok. 60cm na podłogę(ja rzucałam dwa razy na rozłożony na kaflach kocyk). Po tym zabiegu ciasto  trzeba z powrotem przenieść do wyłączonego już piekarnika, by przy uchylonych drzwiczkach mogło wystygnąć. Gdy ostygnie, przekroić na blaty. 


Składniki na masę truskawkową:
  • 400 gram zmiksowanych truskawek,
  • 150 gram drobno pokrojonych truskawek,
  • kubeczek śmietany 30%,
  • 1,5 opakowania galaretki truskawkowej
Przygotowanie:

Galaretki rozpuścić w 250 ml gorącej wody i odstawić do lekkiego stężenia. Śmietanę ubić, dodać do niej nieco stężałą galaretkę, zmiksowane i pokrojone truskawki, a następnie delikatnie zamieszać. Gotową masę odstawić do lodówki na 30minut by lekko stężała.

Składniki na krem:
  • 250 gram serka mascarpone,
  • 70 gram skondensowanego, słodzonego mleka z tuby,
  • ewentualnie pół opakowania śmietan-fixu
Przygotowanie:

Serek mascarpone zmiksować ze skondensowanym mlekiem, opcjonalnie dosypując śmietan-fix.


Dodatkowe składniki:
  • alkohol,
  • galaretka truskawkowa, przyrządzona zgodnie z instrukcją, nie w pełni stężała,
  • kilka truskawek pokrojonych w plastry
Przygotowanie tortu:

Przekrojone blaty nasączyć alkoholem (użyłam likieru Wild Africa ;) w skład którego wchodzi spirytus i śmietana;) ). Blat dolny przełożyć do tortownicy, pokryć równomiernie lekko stężałą masą truskawkową, przykryć kolejnym biszkoptem. Wierzch posmarować częścią kremu z mascarpone, a na nim ułożyć plastry truskawek. Całość pokryć lekko stężałą galaretką truskawkową i włożyć do lodówki do stężania galaretki. Po tym czasie tort należy delikatnie wyciągnąć z tortownicy (można sobie pomóc nożem o okroić galaretkę), a następnie boki ciasta posmarować resztą kremu mascarpone. Gotowe!
Jak się wczoraj okazało, tort był bardzo smaczny, a czas w jakim zniknął był kilkaset razy krótszy od czasu, który był potrzebny do jego przygotowania ;)


piątek, 28 maja 2010

Deser truskawkowy

...a tak naprawdę, to pozostałości masy do tortu, który zaprezentuję niebawem :) Masa okazała się świetna to wyjadania łyżeczką "solo" -  nie za słodka, nie za tłusta - ot, w sam raz na małe co nieco.


Składniki na 6-8 sporych porcji, bądź na przełożenie tortu:
  • 400 gram zmiksowanych truskawek,
  • 150 gram drobno pokrojonych truskawek,
  • śmietana 30%,
  • 1,5 opakowania galaretki truskawkowej
Przygotowanie:

Galaretki rozpuścić w 250 ml gorącej wody i odstawić do lekkiego stężenia. Śmietanę ubić, dodać do niej nieco stężałą galaretkę, zmiksowane i pokrojone truskawki, a następnie delikatnie zamieszać. Przełożyć do miseczek/pucharków i schłodzić w lodówce minimum godzinę. Przybrać truskawkami i podawać. Smacznego!

czwartek, 27 maja 2010

Ciastka mocno czekoladowe

Dotarłam! O 5:20 po całonocnej jeździe dotarłam do domku, o 6 położyłam się spać, o 6:40 odebrałam telefon od Mamy z pytaniem czy dojechałam a o 7:30 byłam w drodze na uniwerek. Zregenerowane 40 minutowym snem siły pozwoliły mi jednak na spędzenie kilku godzin w kuchni. No nareszcie! :) Na pierwszy plan poszły ciastka (bo muszą w domu być), następnie zmaterializował się tort (o nim później) a także deser truskawkowy i rabarbarowy (na efekt wciąż czekam). Zaczynamy! Ciastka mocno czekoladowe upiekłam już drugi raz wzorując się na przepisie niezastąpionej Dorotus. Trochę poczarowałam ze składnikami i mam...ponad 30.


Składniki:
  • 125 gram miękkiego masła,
  • 160 gram brązowego cukru,
  • 1 cukier waniliowy
  • 1 jajko,
  • 200 gram mąki pszennej,
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej,
  • 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia,
  • 35 gram kakao,
  • 100 gram - tabliczka czekolady mlecznej,
  • 100 gram - tabliczka czekolady białej,
  • garść orzechów nerkowca

Przygotowanie:

Masło, cukier, jajko i cukier waniliowy miksujemy do uzyskania jednolitej masy. Dodajemy suche składniki (mąkę wcześniej przesiałam) i nadal miksujemy bądź wyrabiamy ręcznie (mój mikser ledwo zipał). W ostatniej kolejności do ciasta dodajemy drobno pokrojoną czekoladę oraz orzechy. Pieczemy w temperaturze 180 stopni około 10-11 minut. Po upieczeniu ciastka są dość miękkie i należy je studzić na kratce.


    czwartek, 20 maja 2010

    Bakłażan, cukinia, pomidory. Lubią się.

    Totalnie nie miałam pomysłu na obiad. Nie miałam go nawet wtedy, gdy kupowałam bakłażany... Ot, tanie były, dorodne. Szkoda, by marnowały się w supermarkecie. W poszukiwaniu natchnienia otworzyłam lodówkę. Długo na pomysł czekać nie musiałam. Krzyczała do mnie ostatnia (z 4) cukinia i dwa zabidzone pomidorki. Miałam więc trio do odegrania głównych ról :) a po chwili gorący  obiad, który szczytem sztuki kulinarnej nie jest, ale za smakowitości nie można mu odmówić.

    Składniki:
    • bakłażan,
    • cukinia,
    • 2 pomidory,
    • przecier pomidorowy, pół kartonu,
    • ząbek czosnku,
    • zioła: bazylia i/lub oregano,
    • sól, oliwa
    Przygotowanie:

    Bakłażana i obraną cukinię należy pokroić w kostkę i przełożyć na patelnię z rozgrzaną oliwą. Zamieszać i posypać solą. Po chwili podlać niewielką ilością wody, przykryć i dusić aż warzywa nieco zmiękną. Po tym czasie dodać pokrojone pomidory oraz przecier, czosnek i całość dusić jeszcze około 4 minut. Na końcu doprawić ziołami i podawać samo lub na przykład z ryżem.

    A w przyszłym tygodniu powinnam już być (na chwilę) w swojej kuchni! I będę mogła piec i gotować co tylko chcę :) Moja zakładka "do ugotowania" z każdym dniem jest pokaźniejsza.


    niedziela, 16 maja 2010

    Apfelstrudel i bezcenny sos waniliowy... Kto ma przepis?

    - Zapraszam Cię na urodzinową kawę do eleganckiej, osławionej Cafe Central rzekłam ja.
    - To ja w takim razie zapraszam Cię na urodzinowy apfelstrudel rzekł omałoco Jubilat.
    Jak powiedzieliśmy tak zrobiliśmy i w sobotnie przedpołudnie zasiedliśmy w przestronnym, wysoko sklepionym wnętrzu wiedeńskiej kawiarni. 


    Chwilę po złożeniu zamówienia, kelner ładnie nakrył do stołu i podał kawę z prawdziwą bitą śmietaną  i lodami (rozpusta i wyrzuty cichego zazwyczaj sumienia) oraz bardzo smaczny apfelstrudel z niesamowitym sosem waniliowym. Jako, że nigdy wcześniej nie jadłam "rasowego" apfelstrudla zdziwiło mnie, że jabłka, które w nim znalazłam, nie były wcześniej duszone i nie były krojone w kostkę (skąd takie myśli?). Cieniutkie ciasto (filo) skrywało pachnące cynamonem plastry jabłek, rodzynki oraz orzechy. Cud miód... :) Wydaje mi się, że przepis Dorotus jest bardzo bliski oryginałowi, który zastałam w austriackiej stolicy - spróbujcie! Co do sosu waniliowego... przeszukałam Internet (bo książki wszelkie mam w Polsce) i nie znalazłam niczego co by odpowiadało temu, który nam podano. Bezcenny sos był niezbyt słodki, bardzo maślany(!?!) i mocno waniliowy, co zawdzięczał prawdziwej wanilii. Po konsystencji sądzę, że było w nim jeszcze żółtko. Czy ktoś ma pomysł na przepis? To masło mnie tutaj zastanawia;) mmm...

    Ser pleśniowy w sosie a kurczak w makaronie. I karczochy.

    Hura! Znów gotowałam dla Mężczyzny. Wiedząc, ze mnie to szczęście niebawem spotka poczyniłam odpowiednie sprawunki... Niestety austriacki "niebieski ser" sprzedawany w sreberku okazał się być daleki od lazura/rokpola/gorgonzoli, których potrzebowałam...Ale nie dałam za wygraną i danie przygotowałam z cammembertopodobnym, przerośniętym piękną, błękitną pleśnią serem (Wam polecam jednak któryś ze wspomnianych). Mogłam też używać do woli śmietany... 32% :) Przygotowałam tagliatelle z karczochami i kurczakiem polane sosem z serem pleśniowym.



    Składniki (na 1 osobę):
    • makaron tagliatelle, około 6 gniazd,
    • podwójny filet z kurczaka,
    • karczochy, (mnie ze słoiczka, z zalewy),
    • śmietana 32%, pół kubka,
    • ser pleśniowy, około 70 gram,
    • oliwa,
    • czosnek,
    • sól
    Przygotowanie:

    Umyte i osuszone filety z kurczaka należy pokroić w bardzo wąskie paski (płatki?) i przełożyć je do miseczki. Polać oliwą (u mnie z czosnkiem), posypać solą i doprawić odrobiną czosnku. Odstawić do lodówki na kilka godzin (ja przetrzymałam je przez noc). Tak przygotowanego kurczaka podsmażyć na patelni na niewielkiej ilości tłuszczu i następnie przełożyć do innego naczynia. Do pozostałego po smażeniu na patelni "smaku" dodać pół kubka śmietany i pokrojony drobno ser pleśniowy. Cały czas mieszając podgrzewać na małym ogniu tak długo, aż ser się rozpuści. Makaron ugotować w osolonej wodzie, odcedzić, wymieszać z łyżką oliwy i dwoma łyżkami płatków karczochów. Wyłożyć na talerz. Na makaron przełożyć kurczaka a całość polać sosem. Lubiący smacznie zjeść Mężczyzna powiedział, że mu smakowało (a potrafi powiedzieć, że czegoś nie zje;))./Zdjęcie kiepskie, bo ciężko fotografuje się obiad, na który czeka Głodny/.

    poniedziałek, 10 maja 2010

    Tagliatelle z pomidorami i mozzarellą


    Podczas ostatniego studenckiego common cooking dwóch Włochów przyniosło dwie misy pełne makaronu. Tak się złożyło, że przygotowali właściwie to samo: makaron z oliwą, pomidorami koktajlowymi, mozzarellą i przyprawą. Z tym, że jeden użył gemelli (świderków) i oregano, a drugi penne (rurek) i bazylii. Pierwszy raz spotkałam się z tak przygotowanym makaronem, ale uznałam to za całkiem sensowne połączenie. Zatem dziś, z okazji zapracowania i chęci na makaron (kiedy ja ostatnio jadłam makaron?!?), poszłam po najmniejszej linii oporu i przygotowałam co następuje...


    Składniki:
    • makaron tagliatelle,
    • pomidory koktailowe,
    • mozzarella, u mnie malutka "Bambini",
    • oregano suszone,
    • oliwa z oliwek, 1 łyżka,
    • sól
    Przygotowanie:

    Ugotowany al dente w osolonej wodzie makaron odcedzić i przelać zimną wodą. Następnie przełożyć go do garnka, polać oliwą, posypać oregano i wymieszać. Dodać pokrojone pomidorki i mozzarellę. Gotowe.


    Owsianka. Dla tych, którzy mają złe wpomnienia...

    Moje śniadanie to, jak to mówi mój tata, pasza treściwa. Pasza przybierająca różne wzory i kolory, jednak bazująca zawsze na płatkach owsianych/żytnich, otrębach pszennych, jabłku, cynamonie, mleku/jogurcie. W zależności od humoru i możliwości dorzucam do tego rodzynki, orzechy czy jak ostatnio - suszone śliwki. Owsianka nie musi być nudna i niesmaczna! Owsianka jest suuuuper! (mimo, że wygląda niezachęcająco)  :) Moja dzisiejsza zawierała:

    Składniki:
    • 2 łyżki płatków owsianych,
    • 4 łyżki otrąb pszennych,
    • 1,5 łyżki rodzynek,
    • 4 suszone śliwki,
    • pół jabłka,
    • cynamon,
    • odrobina miodu,
    • mleko
    Przygotowanie:

    Jabłko i suszone śliwki drobno kroimy i umieszczamy w misce z pozostałymi składnikami. Zalewamy mlekiem (do przykrycia) i bądź to wstawiamy do mikrofalówki na około 3-4 minuty, bądź podgrzewamy na kuchence... Podgrzewamy tak długo, aż jabłka nieco zmiękną a owsianka zgęstnieje. Wyglądem się nie przejmujecie i  wierzcie mi...to jest smaczne.


      niedziela, 9 maja 2010

      Jedz ile możesz, płać ile chcesz...

      Wczoraj wieczorem wybrałam się do pakistańskiej restauracji, bardzo popularnej wśród wiedeńskich studentów. Popularnej głównie dlatego, że rządzi w niej zasada: "jedz ile chcesz, płać ile uważasz". W Polsce chyba nie do pomyślenia... Ja w każdym bądź razie, spotkałam się z takim lokalem pierwszy raz w życiu.

      Zdjęcie pochodzi ze strony deewan.at

      Der Wiener Deewan znajduje się w śródmieściu. Bardzo blisko dużego węzła komunikacji miejskiej "Schottentor" i blisko pełnego studentów kampusu Universitat Wien. Lokalizacja, mimo, że nie przy głównej ulicy, jest zatem niezła i dotarłam tam z moją koleżanką rodem z Węgier bez problemu. 
      Na zewnątrz restauracji stały stoliki, przy których klientów nie brakowało a na szyldzie widniały kolorowe kółeczka. Oglądane z daleka wyglądały podobnie do tych, które restauracja wywiesza, gdy zostanie polecona w przewodniku Michelina. Ale tej to nie grozi... W środku - bez "prostych krzeseł", czyli wystój w stylu hm...swobodnym? Z łóżkiem, półką z książkami, pomalowanymi na żółto ścianami. Ale nie przyszyłyśmy tam czytać czy spać, tylko jeść. Do rzeczy zatem.
      Przy wejściu od razu trafiłyśmy na bufet i dania wystawione w metalowych misach (takich jak na stołówkach). Szybki rekonesans - zamieszanie łyżką w garach i pytanie do Pakistańczyka pozwoliły na zidentyfikowanie: potrawki z kurczaka, jagnięciny (taa...) w szpinaku, soczewicy, ryżu i jakiś dwóch wegetariańskich mieszanek przybierających formę lecza. Były także dwie sałatki i deser - suji halva, kasza manna z masłem, cukrem i czymś o mocnym aromacie cytryny. My jednak zapoznałyśmy się bliżej z daniami na ciepło, zgodnie z zasadą: wszystkiego po trochu. Ot, porcja na  talerzu jak dla średnio głodnego faceta, czyli dla nas - głodnych kobiet - tyle co nic;) I co? I wszystko smakowało tak samo! Soczewica jak duszone warzywa a duszone warzywa jak potrawka z kurczaka. Ani pikantne, ani kwaśne...wszystko z curry.Fakt faktem najadłyśmy się zacnie i smacznie (o tak!) , o co właściwie nam chodziło. Przyszło w końcu do płacenia. "A jaka jest średnia?", zapytałyśmy. Od 3 do 8 euro, w zależności od tego, czy zajadasz się trawą czy mięsem... Dałyśmy po 5 (euro) i szczęśliwe, że udało nam się w Wiedniu zjeść mięso za tą cenę poszłyśmy na długi spacer i na imprezę... Ciekawa jestem bardzo, jak ten system sprawdziłby się w Polsce. Jest może jakich chętny, do otwarcia takiego baru (bo jednak baru), w którym jeszcze ile możesz i płacisz ile chcesz, w trójkącie AGH - UR - UJ w okolicy Mickiewicza i Krupniczej? :) 
      Tą kolacje pamiętałyśmy długo. Brzuchy nas bolały (a nie powinny!), a na urodzinowym spotkaniu wypijałyśmy wodę szklankami, jakbyśmy wiaderko śledzi zjadły. Tak nas suszyło. Zgodnie stwierdziłyśmy, że na nasze dolegliwości pomoże nam tylko Unicum - węgierski, słodko-gorzki, korzenny likier ziołowy, który moja koleżanka przywiozła mi w kwietniu z domu.  I wiecie co? Pomógł. :)

      czwartek, 6 maja 2010

      Tuńczyk z pomidorem dziś goszczą na stole.


      Czy jest ktoś, poza moją skośnooką współlokatorką, kto nie zna poniższego przepisu? To chyba jedno z najbardziej popularnych studenckich, szybkich i tanich dań (nie, nie jesteśmy tym co jemy!) przynajmniej raz w miesiącu goszczących w mojej kuchni. W dni takie deszczowe, gdy z pokoju się nie chce wyjść, gdy lodówka świeci pustkami, a w szafce zalegają zapuszkowane pomidory i tuńczyk...  Z ich to właśnie udziałem powstaje sos do makaronu (spaghetti) bądź wstążek z cukinii, które bardzo mi się spodobały:) Dla tych, którzy nie znają...

      Składniki:
      • puszka tuńczyka w sosie własnym,
      • puszka pomidorów, pellati,
      • dwa ząbki czosnku,
      • bazylia, i ew.oregano,
      • sól i ew. ostra papryczka,
      • malutka cebula, bądź pół dużej (jeśli akurat w kuchni gości),
      • oliwa,
      • oliwki, nie zawsze, ale dziś tak
      Przygotowanie:

      Na rozgrzanej oliwie zeszklić posiekaną drobno cebulę. Jeśli się cebuli nie posiada, bo i tak bywa, wrzucić na oliwę odsączonego z wody tuńczyka. Rozbić widelcem duże kawałki wyrobu rybopodobnego i dodać pomidory z puszki. Pomidory też należy rozgnieść widelcem i dokładnie wymieszać z tuńczykiem. Wcisnąć czosnek, dodać przyprawy (bez bazylii ani rusz), potrzymać chwilkę na patelni i podawać z makaronem lub przedstawioną wcześniej cukinią. Smacznego! 




      wtorek, 4 maja 2010

      Bakłażany faszerowane. Nareszcie!


      Szparagi były? Były. Cukinia była? Była. Bakłażan był? Nie. No to jest. Nareszcie. Myśl o faszerowanym bakłażanie, takim jaki przygotowywałam na okrągło zeszłego lata, chodziła za mną od kilku dni. Dziś bakłażan zmaterializował się w mojej kuchni, podobnie, jak równie głodna co ja Ewa oraz "składkowe" filety z kurczaka... Był też stały wystrój moich wiedeńskich szafek, obecny w większości przepisów zamieszonych na tym blogu ;)

      Składniki:
      • bakłażan, 2 sztuki,
      • filety z kurczaka, dwa pojedyncze,
      • oliwki, około 15-20 sztuk,
      • suszone pomidory, około 6 sztuk,
      • pół ostrej papryki,
      • pomidory z puszki i odrobina przecieru,
      • bazylia,
      • czosnek, 1-2 ząbki,
      • pesto genovese,
      • oliwa,
      • sól

      Przygotowanie:

      Umyte bakłażany przekroić wzdłuż i wydrążyć miękkie środki (zostawiając zbity miąższ). Oliwki, suszone pomidory, ostrą papryczkę, 2 pomidory z puszki drobno pokroić. Umyte i osuszone filety z kurczaka pokroić w drobną kostkę, posolić i podsmażyć na rozgrzanej oliwie. Do usmażonego kurczaka dodać pokrojone wcześniej składniki, sypnąć od serca bazylii, wycisnąć czosnek i dodać 2-3 łyżki pomidorowego soku/przecieru (z puszki) a także łyżeczkę pesto (można pominąć). Całość potrzymać chwilkę na patelni... Tak przygotowanym farszem wypełnić wydrążone bakłażany (jak na zdjęciu powyżej). W garnku z grubym dnem (marzenie!mam tu tylko emaliowany twór) wymieszać rozgniecione widelcem pomidory z puszki z przecierem (albo dać dwie puszki pomidorów). Dodać bazylii i na tak przygotowany o mało co sos wyłożyć  bakłażany.  Przykryć i dusić na małym ogniu około 15-20 minut. Gotowe danie można posypać tartym parmezanem, ale lepiej jest polać je pomidorowym sosem... :) Smacznego!


      poniedziałek, 3 maja 2010

      Wstążki z cukinii....

      Kuchenne główkowanie. Co zjeść dzisiaj, co jutro, czego brakuje i czym to zastąpić, jak wykorzystać to, co zostało, jak ominąć braki w wyposażeniu akademikowej kuchni, jak przez kilka dni czarować z obecnych na półce przypraw oraz dodatków i się nie znudzić...? Jak wykorzystać pierwsze w tym roku cukinie (to mój drugi cukiniowy sezon) i bakłażany nabyte dzisiejszego, deszczowego poranka?Ano tak...


      Oto wstążki z cukinii.Wystrugane, w przypływie twórczej weny, obieraczką do warzyw (tak, przywiozłam ją tu!).

      Pozostałe składniki mojego drugiego śniadania:
      • oliwa z oliwek aromatyzowana czosnkiem( i z czosnkiem),
      • pesto genovese,
      • tarty parmezan,
      • odrobina soli
      Przygotowanie:

      Na patelni rozgrzać 2 łyżki oliwy z oliwek, wrzucić wstążki z cukinii i zamieszać. Przykryć na około 1 minutę. Następnie zdjąć pokrywkę, cukinię posolić i po chwili przełożyć do miseczki. Wymieszać z łyżką pesto, ułożyć na talerzu i posypać tartym serem. 


      Taka czterominutowa cukinia na drugie śniadanie to odkrycie dnia dzisiejszego, które z pewnością wpiszę do swojego stałego repertuaru :) Lekko ostry smak sera, słodka cukinia, aromat bazylii... Zastanawiałam się jeszcze nad oliwkami, ale doszłam do wniosku, że im prościej, tym lepiej... Oliwki zostawię do obiadu.